Wiktoria Korzeniowska
Akan Kurkowski
Szkoła Podstawowa nr 2
im. A. Fiedlera w Dębnie
Pewnego listopadowego dnia Sherlock Holmes wyszedł na spacer. Ubrany w zieloną, kraciastą pelerynę, zielone gumowce oraz brunatną czapkę popalał fajkę. Nagle zauważył żabę z nienaturalnie wygiętymi odnóżami. Zadziwiony tym zjawiskiem, zaczął śledzić płaza. Chwilę później ujrzał świecące ślady w kształcie litery „z” z kropką nad nią pozostawione przez żabę. Szedł tak i szedł... Znudziwszy się tą obserwacją, wrócił do domu.
Następnego deszczowego dnia, usłyszawszy niezwykle głośny grzmot pioruna, natychmiast wyjrzał przez okno. W miejscu uderzenia ujrzał wypaloną literę „z” z kropką u góry, otoczoną przez zmutowane żaby. Nieco później zauważył ubranego na czarno człowieka z tym samym symbolem na kurtce. Kiedy chował żaby do wielkiego wora, Sherlock rzucił się do pościgu. Podejrzany zaczął biec w stronę tunelu, gdzie został złapany przez detektywa.
-Kim jesteś?-chrząknął Holmes.
-Nie interesuj się. To nie twoja sprawa-odpowiedział niekulturalnie nieznajomy.
-Po co ci te ...-nie zdążył spytać się Sherlock, gdyż ten prędko uciekł.
Podążając za nim, zauważył jak złodziej schodzi w dół do kanałów. Było to bardzo ciemne i niebezpieczne miejsce. Roiło się tam od szczurów wraz z chorobami. Holmes zszedł cicho po schodach w dół, by nikt go nie zauważył. Szedł długim, ciasnym korytarzem, aż doszedł do wielkiego okręgu. Schował się szybko za kolumną i podsłuchiwał rozmowę. Na środku okręgu stał uciekinier, a wokół niego mnóstwo zmutowanych żab. Wszyscy stali w jednym dużym okręgu wzdłuż linii i wymawiali słowa w języku łacińskim. Wygląda to jak sekta-pomyślał Sherlock. Przez przypadek detektyw kopnął kamień. Zaklinacz żab od razu się oglądnął za nim. Powiało grozą. Holmes stał w bezruchu i liczył tylko sekundy. Czuł się tak, jakby miało mu się za chwilę skończyć powietrze. Nieznajomy podszedł bliżej i się przyglądał kamykowi. W głowie szpiega trwało to wieki. Na szczęście ogromna żaba, która była dowódcą, przybyła na zebranie i obcy człowiek odszedł od kolumny, nie zauważając przy tym podpatrywacza. Sherlock odetchnął ze spokojem i pospiesznie wybiegł z kanałów. Wrócił do domu i przez parę dni analizował dziwne zajście. Sherlock Holmes chodził tam i obserwował zebrania wtajemniczonych. Każde spotkanie wyglądało tak samo. Wszyscy stawali wokoło okręgu i wypowiadali łacińskie słowa, po czym wchodziła przewodnicząca żaba. Podglądacz zapisał całą wymowę, by sprawdzić jej tłumaczenie w domu. Zawsze była ubrana w czarną kurtkę z literą „z” z kropką nad nią. Holmes nadal zastanawiał się nad jej znaczeniem. Wracając do domu, wszedł do biblioteki w poszukiwaniu słownika łacińskiego. Szukał go i szukał... i nie mógł znaleźć, aż nagle potknął się o niego na podłodze. Przeszukał cały, jednakże nie znalazł tego, czego chciał. Jednak nie ustawał w poszukiwaniach. Przewertował wszystkie możliwe słowniki i nic nie znalazł. Nie marnując czasu, wyszedł przed szereg regałów w stronę wyjścia. Nagle zauważył człowieka w czerni. Odłożył książkę i wyszedł. Sherlock Holmes w pędzie poszedł po książkę. I to właśnie w niej znalazł tajemniczy tekst. Chociaż nawet po przetłumaczeniu nie wiedział, co to znaczy. Po zastanowieniu się, pospiesznie udał się do kanałów. Złożyło się tak, że akurat tajna grupa miała spotkanie. Detektyw wkroczył pewnym krokiem w środek okręgu i wykrzyczał:
-Po co wam to zaklęcie? Jak ono działa ?
-Nie twoja sprawa!
-Ale ja już znam wasze zaklęcie!
Przerażeni odpowiedzieli na pytanie Holmesa i tym sposobem się dowiedział. Zaklęcie dotyczyło nóg żab. Miały one krzywe nogi w kształcie litery „z” z kropką i chciały się ich pozbyć, dlatego postanowiły zatrudnić czarownika, by temu zaradzić. Żeby to zrobić, musi on zamienić miejscami dwie litery: ż i rz. „Rz” znajdowało się w wyrazie „rzaby”, co nie pasowało im. Rzucił nagle to zaklęcie i czekał na rezultat. Udało się. Teraz tylko musiał wyprostować nogi za pomocą kolejnego zaklęcia, które również zadziałało. I po tym etapie wszystkie żaby stały się normalne i zmieniły nazwę na „żaby”. Czarownik był z siebie dumny. W końcu uwolniły go. Jednocześnie cieszył się, że spędził tam tyle czasu. I nagle pomyślał: „Wszystko co dobre, szybko się kończy”.
Zdziwiony Sherlock wrócił do domu przemyśleć, co się właśnie stało. Kiedy czytał gazetę, zauważył wiele wyrazów z nową głoską, co go zdziwiło, gdyż nie to było w planie. Okazało się, że to tylko efekt uboczny rzuconego zaklęcia. Odtąd zaczęła istnieć głoska „ż”.
Akan Kurkowski
Szkoła Podstawowa nr 2
im. A. Fiedlera w Dębnie
Tajemnica zmutowanych żab
Pewnego listopadowego dnia Sherlock Holmes wyszedł na spacer. Ubrany w zieloną, kraciastą pelerynę, zielone gumowce oraz brunatną czapkę popalał fajkę. Nagle zauważył żabę z nienaturalnie wygiętymi odnóżami. Zadziwiony tym zjawiskiem, zaczął śledzić płaza. Chwilę później ujrzał świecące ślady w kształcie litery „z” z kropką nad nią pozostawione przez żabę. Szedł tak i szedł... Znudziwszy się tą obserwacją, wrócił do domu.
Następnego deszczowego dnia, usłyszawszy niezwykle głośny grzmot pioruna, natychmiast wyjrzał przez okno. W miejscu uderzenia ujrzał wypaloną literę „z” z kropką u góry, otoczoną przez zmutowane żaby. Nieco później zauważył ubranego na czarno człowieka z tym samym symbolem na kurtce. Kiedy chował żaby do wielkiego wora, Sherlock rzucił się do pościgu. Podejrzany zaczął biec w stronę tunelu, gdzie został złapany przez detektywa.
-Kim jesteś?-chrząknął Holmes.
-Nie interesuj się. To nie twoja sprawa-odpowiedział niekulturalnie nieznajomy.
-Po co ci te ...-nie zdążył spytać się Sherlock, gdyż ten prędko uciekł.
Podążając za nim, zauważył jak złodziej schodzi w dół do kanałów. Było to bardzo ciemne i niebezpieczne miejsce. Roiło się tam od szczurów wraz z chorobami. Holmes zszedł cicho po schodach w dół, by nikt go nie zauważył. Szedł długim, ciasnym korytarzem, aż doszedł do wielkiego okręgu. Schował się szybko za kolumną i podsłuchiwał rozmowę. Na środku okręgu stał uciekinier, a wokół niego mnóstwo zmutowanych żab. Wszyscy stali w jednym dużym okręgu wzdłuż linii i wymawiali słowa w języku łacińskim. Wygląda to jak sekta-pomyślał Sherlock. Przez przypadek detektyw kopnął kamień. Zaklinacz żab od razu się oglądnął za nim. Powiało grozą. Holmes stał w bezruchu i liczył tylko sekundy. Czuł się tak, jakby miało mu się za chwilę skończyć powietrze. Nieznajomy podszedł bliżej i się przyglądał kamykowi. W głowie szpiega trwało to wieki. Na szczęście ogromna żaba, która była dowódcą, przybyła na zebranie i obcy człowiek odszedł od kolumny, nie zauważając przy tym podpatrywacza. Sherlock odetchnął ze spokojem i pospiesznie wybiegł z kanałów. Wrócił do domu i przez parę dni analizował dziwne zajście. Sherlock Holmes chodził tam i obserwował zebrania wtajemniczonych. Każde spotkanie wyglądało tak samo. Wszyscy stawali wokoło okręgu i wypowiadali łacińskie słowa, po czym wchodziła przewodnicząca żaba. Podglądacz zapisał całą wymowę, by sprawdzić jej tłumaczenie w domu. Zawsze była ubrana w czarną kurtkę z literą „z” z kropką nad nią. Holmes nadal zastanawiał się nad jej znaczeniem. Wracając do domu, wszedł do biblioteki w poszukiwaniu słownika łacińskiego. Szukał go i szukał... i nie mógł znaleźć, aż nagle potknął się o niego na podłodze. Przeszukał cały, jednakże nie znalazł tego, czego chciał. Jednak nie ustawał w poszukiwaniach. Przewertował wszystkie możliwe słowniki i nic nie znalazł. Nie marnując czasu, wyszedł przed szereg regałów w stronę wyjścia. Nagle zauważył człowieka w czerni. Odłożył książkę i wyszedł. Sherlock Holmes w pędzie poszedł po książkę. I to właśnie w niej znalazł tajemniczy tekst. Chociaż nawet po przetłumaczeniu nie wiedział, co to znaczy. Po zastanowieniu się, pospiesznie udał się do kanałów. Złożyło się tak, że akurat tajna grupa miała spotkanie. Detektyw wkroczył pewnym krokiem w środek okręgu i wykrzyczał:
-Po co wam to zaklęcie? Jak ono działa ?
-Nie twoja sprawa!
-Ale ja już znam wasze zaklęcie!
Przerażeni odpowiedzieli na pytanie Holmesa i tym sposobem się dowiedział. Zaklęcie dotyczyło nóg żab. Miały one krzywe nogi w kształcie litery „z” z kropką i chciały się ich pozbyć, dlatego postanowiły zatrudnić czarownika, by temu zaradzić. Żeby to zrobić, musi on zamienić miejscami dwie litery: ż i rz. „Rz” znajdowało się w wyrazie „rzaby”, co nie pasowało im. Rzucił nagle to zaklęcie i czekał na rezultat. Udało się. Teraz tylko musiał wyprostować nogi za pomocą kolejnego zaklęcia, które również zadziałało. I po tym etapie wszystkie żaby stały się normalne i zmieniły nazwę na „żaby”. Czarownik był z siebie dumny. W końcu uwolniły go. Jednocześnie cieszył się, że spędził tam tyle czasu. I nagle pomyślał: „Wszystko co dobre, szybko się kończy”.
Zdziwiony Sherlock wrócił do domu przemyśleć, co się właśnie stało. Kiedy czytał gazetę, zauważył wiele wyrazów z nową głoską, co go zdziwiło, gdyż nie to było w planie. Okazało się, że to tylko efekt uboczny rzuconego zaklęcia. Odtąd zaczęła istnieć głoska „ż”.
************************************************************************************